Strony

środa, 13 sierpnia 2014

Ewa Przybylska "Most nad Missisipi"

Trudno jest mi się zabrać do napisania recenzji Mostu nad Missisipi. Z pozoru cieniutka książeczka mająca miano młodzieżowej wydaje się być lekką lekturą na jeden wieczór. Jednak pozory mylą i nie warto im ufać. 

Jedenastoletni Kuba nie jest łatwym dzieckiem, a zielony irokez na rudej czuprynie jest tylko jednym z licznych na to dowodów. Jednak niewiele osób wie, że jego matka jest chora psychicznie i próbowała popełnić samobójstwo skacząc z siódmego piętra. To właśnie on ją od tego odciągnął trzymając rąbek spódnicy i płaczem dając o sobie znać. Kiedy matka Kuby trafia na neurologię opiekę nad nim przejmuje jego babka, docent od-czegoś-tam, która najwyraźniej nie przejmuje się swoim wnukiem. Jedyną bliską mu osobą jest starsza pani Teodora, a tak właściwie Lete, bo tak, jako jedyny, nazywa ją Kuba. Pewnego dnia Lete znika bez śladu, tylko Kuba zauważa jej nieobecność oraz Ediego i Zamorzoną., którzy próbują umieścić ją w domu starców i przejąć cały majątek. Chłopiec nie może dopuścić do straty jedynej przyjaciółki. 

"Tajemnice stwarza się najczęściej, żeby ukryć podłość. Żeby ukryć strach, wystarczy szklana szyba. Ale żeby ukryć zdradę, trzeba wielkiej, podłej tajemnicy." 

Most nad Missisipi jest książką o pokonywaniu strachu, trudzie dorastania, sile przyjaźni, ludzkich dramatach i pragnieniu akceptacji. Tytułowy most jest tym co połączyło matkę Kuby ze światem żywych. To on ściągnął ją z parapetu i płaczem dał o sobie znać. Chłopiec, aby uporać się ze strachem przechodzi swój własny most nad Missisipi, który tak właściwie jest cienką deską między dwoma balkonami na siódmym piętrze. To właśnie ten most zaprowadził go do Lete. 

"Umiesz przegrywać, powiedziała wtedy Lete, to największa sztuka. Nienawidzę tej sztuki, odrzekł zajadle, i siebie też. To bardzo prawidłowa reakcja, rzekła Lete spokojnie, tak trzymaj." 

Wszyscy bohaterowie są idealnie wykreowani. Nieszczęśliwie zakochany dresiarz i powód jego smutku Monika, która jest hakerką. Dresiarz kradnący batoniki i jego wiecznie roześmiana matka. Rzekoma babka stale siedząca przed komputerem zajęta swoją pracą , która w ogóle nie zwraca uwagi na Kubę. Wszyscy uczą jednego - nie oceniaj człowieka po pozorach, bo ten kto wydaje się być zły, może mieć w sobie dobro. Zło nie wyklucza dobra. Rzekomą babkę z pozoru nie obchodził los jedenastolatka, ale tak naprawdę było jej żal po samobójczej śmierci syna, ojca Kuby, którego chłopiec nigdy nie widział na oczy.

"Znam pozory. Stwarzam je każdego dnia. Pomagają mi przechodzić kładkę. Jeżeli któregoś dnia się złamie pode mną, to tylko ja polecę na dno. Nikt więcej. I oto jest ta różnica." 

Narracja jest tu niezwykła. Pierwszy raz się z taką spotykam. Zmusza do refleksji. Jest osadzona na granicy jawy i snu. Rzeczywistość została w tyle. Tu wszystko jest możliwe. 

"Czysta prawda nie istnieje. Wszystko jest pozorem."

"Mówisz przez sen, informowała go wiejska ciotka, u której się przechowywał. Nie pojmowała. Było odwrotnie. To sen mówił do niego. Wzywał go, wyjaśniał niezrozumiałe za dnia, a czasem otulał ciepło jak miękka kołderka." 


"Matka nie chciała wolności, wchodząc na parapet. Chciała zapomnienia. Bała się każdej prawdy." 


Książka warta przeczytania niezależnie od wieku. I mały, i duży się czegoś nauczy. Nie jest to łatwa lektura, przy takiej narracji trzeba się skupić, więc doskonale nadaje się na wieczory, gdy już wszystko przycicha.


Moja ocena:
10/10


1 komentarz:

  1. Nigdy o niej nie słyszałam, ale teraz już wiem, że muszę ją przeczytać. Uwielbiam książki skłaniające do refleksji, o których myśli się jeszcze długo po przeczytaniu.
    http://artemis-shelf.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania :)
Wam zajmuje to chwilkę, a dla mnie to wiele znaczy :)