czwartek, 28 sierpnia 2014

Richelle Mead "Pocałunek Cienia"

Moroje posiadają zdolności magiczne. Zwykle specjalizują się w jednym z czterech żywiołów - wykorzystują wodę, ogień, powietrze lub ziemię. Lissa stanowiła wyjątek. Pracowała z piątym żywiołem - ducha, o którego istnieniu mało kto słyszał. Moja przyjaciółka posiadała dar uzdrawiania, a nawet wskrzeszania zmarłych. To dzięki niemu nawiązała się między nami szczególna psychiczna więź. Zostałam z nią połączona, nosiłam "pocałunek cienia".

Od czasu, kiedy Rose pokonała w walce strzygi, dręczą ją ponure myśli. Zaczyna widzieć duchy, które ostrzegają ją przed złem, jakie gromadzi się coraz bliżej bram Akademii. Dziewczynie trudno tłumić uczucia do Dymitra. Wie, że nie wolno jej pokochać innego strażnika. Ale czasem trzeba łamać reguły... Gdy zaciekły wróg Lissy i Rose, Wiktor Daszkow, stanie przed sądem, napięcie w arystokratycznych wampirzych kręgach sięgnie zenitu. W straszliwej bitwie Rose będzie musiała wybierać między życiem, miłością oraz dwiema najbliższymi osobami... Czy jej decyzja oznacza ratunek tylko dla jednej z nich?



"Jeśli kogoś kochasz, możesz znaleźć się w dowolnym miejscu, a i tak będziesz niewiarygodnie szczęśliwa. Jeśli nie kochasz, nie zmieni tego najwspanialsze łoże w najbardziej luksusowym hotelu."



Z każdym kolejnym tomem Akademii Wampirów jest coraz lepiej. Pocałunek Cienia określam mianem wręcz arcydzieła. Dlaczego? Akcja, dużo akcji, bardzo dużo akcji. W książce ciągle się coś dzieje. Spokojne przerwanie lektury nie jest możliwe. Nie można oderwać się od czytania i tylko przekręca się kolejne strony by dowiedzieć się co będzie dalej. Nie wiem jak Richelle Mead to robi, ale budowanie pędzącej z zawrotną prędkością akcji i napięcia wychodzi jej wyśmienicie, a lekki język sprawia, że czytanie jest jeszcze bardziej przyjemniejsze.


"Kochałam go. Kochałam tak bardzo, że aż bolało. Nie mieliśmy nic do przykrycia, lecz nie czułam zimna, osłonięta jego ciałem. Nie wiedziałam, gdzie kończę się ja, a zaczyna on. Poczułam, że tak właśnie miało być. Nigdy nie powinniśmy się rozdzielać."



To, że Rose jest główną bohaterką, nie znaczy, że będziemy śledzić tylko jej losy i problemy. Otóż nie. Bohaterzy drugoplanowi i ich problemy są tu również przedstawione, dlatego książka jest bardziej ciekawa.

Nie chcę dawać spojlerów, ale doczekacie się czegoś pomiędzy Rose i Dymitrem! Mogę już  odtańczyć taniec radości?

Pocałunek Cienia to także duża dawka śmiechu, łez, radości i przede wszystkim szoku. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Na pewno będziecie w szoku. Zapewniam was. 

Jak dotychczas jest to najlepsza książka z tej serii. Mam nadzieję, że następne będą tak samo genialne.


Moja ocena:
10/10

czwartek, 21 sierpnia 2014

Richelle Mead "W szponach mrozu"

Nazywam się Rose Hathaway. Mam siedemnaście lat i szkolę się w ochronie wampirów i zabijaniu strzyg. Jestem beznadziejnie zakochana w niewłaściwym mężczyźnie, a moja najlepsza przyjaciółka wykazuje zdolności magiczne, które mogą doprowadzić ją do obłędu. 
Cóż, nikt nie powiedział, że szkoła średnia to bułka z masłem. 

Zuchwały atak strzyg na szanowaną rodzinę mojorów wstrząsnął uczniami Akademii. Nadchodzi przerwa świąteczna i by zapomnieć o tragedii, wszyscy wyruszają do luksusowego kurortu narciarskiego. Rose jednak trudno myśleć o wakacjach. Do grona nauczycieli dołączyła legendarna strażniczka... jej matka. Na domiar złego Dymitr interesuje się inną kobietą, Mason nie ukrywa, że zamieniłby przyjaźń na coś więcej, a tajemniczy i arogancki nieznajomy wpada na dziewczynę częściej, niżby sobie życzyła. Pośród sennych zimowych krajobrazów kryje się jednak niebezpieczeństwo. Czy Rose zdoła w porę je dostrzec? 


"Pomyślałam, że nie można się zmusić do miłości.Albo jest, albo jej nie ma. Jeśli nie, trzeba umieć się do tego przyznać. A kiedy się kogoś kocha, należy robić wszystko, żeby ten ktoś był szczęśliwy."


Pierwsze wrażenie po skończeniu W szponach mrozu to miłe  zaskoczenie. Rose, która w Akademii Wampirów czasami mnie denerwowała teraz się zmieniła nie do poznania... no może niezupełnie. Stała się bardziej rozważna, dorosła  i ostrożniejsza, co nie oznacza, że w pewnych chwilach jej wybuchowy charakterek bierze górę. Jeżeli ma stać się strażniczką Lissy musi wypaść jak najlepiej i bardzo się starać, a przede wszystkim dorosnąć. Zmiana Rose w tej części bardzo mi się podobała. 


"Zazdrość sprawia, że wygadujemy najróżniejsze głupstwa."



Pojawił się również nowy bohater, Adrian. Jest to moroj z rodu Iwaszkowów. Na początku nie darzyłam go zbytnią spympatią zwłaszcza dlatego, że przyczepił się do Rose i chciał od niej tylko jednego ;) Z czasem dało się go polubić. Nie spodziewałam się, że posiada on niezwykłą moc i to również było zaskoczeniem. Myślałam, że w książce będzie tylko adoratorem Rose. 


"Śmierć nie zawsze oznacza koniec."


Kolejna sprawa. Pojawia się konkurencja dla Rose, a mianowicie Tasza Ozera, ciotka Christiana. Widać, że bardzo dobrze dogaduje się z Dymitrem. Razem wspominają stare czasy śmiejąc się i żartując. Rose czuje się zagrożona, tym bardziej, gdy dowiaduje się, że Tasza złożyła przystojnemu strażnikowi pewną propozycję. Nie ukrywam, że bardzo się bałam, iż Dymitr zaakceptuje propozycję Taszy i między nim a Rose już nic się nie wydarzy. Dopinguję ich miłość, jednak wiadomo, że nie mogą być razem i to mnie denerwuje. Ech! Minie sporo czasu (albo stron) zanim doczekam się wielu scen miłosnych. W każdym razie zadowoliłam się miłością Lissy i Christiana, choć i tam zaczynało się coś psuć. 

Matka Rose! Nie ukrywam, że jest jedną z moich ulubionych postaci, jednak przez to co zrobiła Rose, nie wiedziałam czy jej przypadkiem znienawidzę. Z drugiej glówna bohaterka powinna zrozumieć, że matka nie bez powodu ją zostawiła i nie widuje się z nią często. Jest przecież strażniczką, a wiadomo, że oni nie mają łatwo. 


"Ostatecznie reguły są po to, by je łamać."


Nie spodziewałam się, aż takiego zwrotu akcji pod koniec. Można powiedzieć, że pędziła z zawrotną prędkością. Szokiem dla mnie była zmiana Mii. Na lepsze czy na gorsze przekonacie się sami czytając W szponach mrozu. Poza tym byłam pod wrażeniem akcji Rose i jej niesamowitego wyczynu, który udał się pewnie dlatego, że była bardzo  wściekła i żądna zemsty z powodu straty przyjaciela... więcej wam nie zdradzę, bo zepsuje radość z czytania. 

Po lekturze drugiego tomu mogę powiedzieć, że Akademię Wampirów zaliczam do moich ulubionych serii. 


Moja ocena:
9/10

sobota, 16 sierpnia 2014

Richelle Mead "Akademia Wampirów"

W szkole imienia świętego Władimira wampiry czystej krwi - moroje - uczą się posługiwać swoimi nadnaturalnymi darami, a mieszańce - dampiry - szkolą się na ich opiekunów i oddanych strażników. Posępne mury kryją jednak więcej mrocznych tajemnic, niż można by podejrzewać. Lissie Dragomir, morojce ze szlachetnego rodu, grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy dampirka Rose, połączona z nią telepatyczną więzią, zdoła ochronić przyjaciółkę? 

"Największe rewolucje odbywają się w ciszy i w cieniu."

Postanowiłam odpocząć od tematyki wampirów. Na próżno, bo kolejna książka mnie skusiła. Nie mogę powiedzieć, że nie żałuję, ale też nie mogę powiedzieć, że żałuję. Akademia Wampirów wzbudziła we mnie mieszane uczucia. 

Miłym zaskoczeniem był podział wampirów. Moroje - wampiry czystej krwi, dampiry - mieszańce i strzygi - wampiry, które stały się złe. Dampiry, które są szkolone na strażników, muszą zapomnieć o sobie i o wszelkich przyjemnościach na rzecz morojów, których mają strzec jak oka w głowie i bronić przed atakiem krwiożerczych strzyg. To zdecydowanie plus tej książki. 

"Mężczyzna musiałby posiąść sztukę czytania w myślach, chcąc tę swoją wybraną uszczęśliwić."

Przejdźmy teraz do przyjaźni między Lissą a Rose, bo zdecydowanie jest ona niezwykła. Jedna jak i druga potrafi narazić swoje życie, by ocalić przyjaciółkę. Nie ważne co się stanie one zawsze nimi pozostaną. Jest jeszcze jedna rzecz. Lissa i Rose są połączone niezwykłą więzią. Dzięki temu Rose może wyczuć co odczuwa Lissa, a nawet "wkraść się do jej głowy", ale to działa tylko w jedną stronę. Lissa nie może czuć tego co Rose. Uważam, że ta przyjaźń była czymś niesamowitym. Jednak wściekłam się na Rose, gdy nałgała Christianowi co do uczuć Lissy. Wiadomo, że się o nią martwiła i Christian wydawał się jej nieodpowiednim chłopakiem dla Lissy, lecz powinna wziąć pod uwagę fakt, iż jej przyjaciółka naprawdę go lubiła. 

"Ludzie, którzy są szaleni rzadko zastanawiają się nad tym, czy są szaleni."

Wątek miłosny Rose i Dymitra jak dla mnie nie był za ciekawy. Mam nadzieję, że w następnych tomach się jakoś rozwinie, bo byłam bardziej zainteresowana losem Lissy i Christiana, pomimo tego, że Dymitr jest moją ulubionym bohaterem w tej książce. Tajemniczy, silny i seksowny. Jaka dziewczyna by go nie polubiła? ;)

Główna bohaterka średnio przypadła mi do gustu. Lubię gdy, główne bohaterki są odważne i mają cięty język, ale Rose w moim mniemaniu była troszkę zbyt szalona. Kiedy wreszcie się ustatkowała, odetchnęłam z ulgą. 

Niestety przez większość książki naprawdę się zanudziłam i dopiero przy ostatnich kilkudziesięciu stronach zaczęło się dziać coś ciekawego. 

Książka jest napisana przyjemnym, lekkim językiem i czytanie jej idzie łatwo. Jest to niewymagająca lektura. Jednakże, jeśli ktoś jest wielbicielem brutalnych krwiopijców to się zawiedzie. Pani Mead prawie całkowicie uczłowieczyła swoje wampiry i są one potulnymi barankami. Są śmiertelne, nikogo nie zabijają (bo jak zabiją to przemienią się w strzygi), a nawet wierzą w Boga. Jedyną odskocznią są strzygi, które już bardziej przypominają wampirów, ze względu na swoją nieśmiertelność, czerwone oczy i żądzę krwi. Niestety nie "zjadają" one ludzi, tylko polują na morojów.

Podsumowując Akademia Wampirów dostanie ode mnie 7. Miałam dać 6, ale interesujący wątek Lissy i jej mocy jakoś mnie przekonał. 


Moja ocena:
7/10

środa, 13 sierpnia 2014

Ewa Przybylska "Most nad Missisipi"

Trudno jest mi się zabrać do napisania recenzji Mostu nad Missisipi. Z pozoru cieniutka książeczka mająca miano młodzieżowej wydaje się być lekką lekturą na jeden wieczór. Jednak pozory mylą i nie warto im ufać. 

Jedenastoletni Kuba nie jest łatwym dzieckiem, a zielony irokez na rudej czuprynie jest tylko jednym z licznych na to dowodów. Jednak niewiele osób wie, że jego matka jest chora psychicznie i próbowała popełnić samobójstwo skacząc z siódmego piętra. To właśnie on ją od tego odciągnął trzymając rąbek spódnicy i płaczem dając o sobie znać. Kiedy matka Kuby trafia na neurologię opiekę nad nim przejmuje jego babka, docent od-czegoś-tam, która najwyraźniej nie przejmuje się swoim wnukiem. Jedyną bliską mu osobą jest starsza pani Teodora, a tak właściwie Lete, bo tak, jako jedyny, nazywa ją Kuba. Pewnego dnia Lete znika bez śladu, tylko Kuba zauważa jej nieobecność oraz Ediego i Zamorzoną., którzy próbują umieścić ją w domu starców i przejąć cały majątek. Chłopiec nie może dopuścić do straty jedynej przyjaciółki. 

"Tajemnice stwarza się najczęściej, żeby ukryć podłość. Żeby ukryć strach, wystarczy szklana szyba. Ale żeby ukryć zdradę, trzeba wielkiej, podłej tajemnicy." 

Most nad Missisipi jest książką o pokonywaniu strachu, trudzie dorastania, sile przyjaźni, ludzkich dramatach i pragnieniu akceptacji. Tytułowy most jest tym co połączyło matkę Kuby ze światem żywych. To on ściągnął ją z parapetu i płaczem dał o sobie znać. Chłopiec, aby uporać się ze strachem przechodzi swój własny most nad Missisipi, który tak właściwie jest cienką deską między dwoma balkonami na siódmym piętrze. To właśnie ten most zaprowadził go do Lete. 

"Umiesz przegrywać, powiedziała wtedy Lete, to największa sztuka. Nienawidzę tej sztuki, odrzekł zajadle, i siebie też. To bardzo prawidłowa reakcja, rzekła Lete spokojnie, tak trzymaj." 

Wszyscy bohaterowie są idealnie wykreowani. Nieszczęśliwie zakochany dresiarz i powód jego smutku Monika, która jest hakerką. Dresiarz kradnący batoniki i jego wiecznie roześmiana matka. Rzekoma babka stale siedząca przed komputerem zajęta swoją pracą , która w ogóle nie zwraca uwagi na Kubę. Wszyscy uczą jednego - nie oceniaj człowieka po pozorach, bo ten kto wydaje się być zły, może mieć w sobie dobro. Zło nie wyklucza dobra. Rzekomą babkę z pozoru nie obchodził los jedenastolatka, ale tak naprawdę było jej żal po samobójczej śmierci syna, ojca Kuby, którego chłopiec nigdy nie widział na oczy.

"Znam pozory. Stwarzam je każdego dnia. Pomagają mi przechodzić kładkę. Jeżeli któregoś dnia się złamie pode mną, to tylko ja polecę na dno. Nikt więcej. I oto jest ta różnica." 

Narracja jest tu niezwykła. Pierwszy raz się z taką spotykam. Zmusza do refleksji. Jest osadzona na granicy jawy i snu. Rzeczywistość została w tyle. Tu wszystko jest możliwe. 

"Czysta prawda nie istnieje. Wszystko jest pozorem."

"Mówisz przez sen, informowała go wiejska ciotka, u której się przechowywał. Nie pojmowała. Było odwrotnie. To sen mówił do niego. Wzywał go, wyjaśniał niezrozumiałe za dnia, a czasem otulał ciepło jak miękka kołderka." 


"Matka nie chciała wolności, wchodząc na parapet. Chciała zapomnienia. Bała się każdej prawdy." 


Książka warta przeczytania niezależnie od wieku. I mały, i duży się czegoś nauczy. Nie jest to łatwa lektura, przy takiej narracji trzeba się skupić, więc doskonale nadaje się na wieczory, gdy już wszystko przycicha.


Moja ocena:
10/10


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Stosik numer 1!!! :)

Hej kochani! :) Tak jak napisałam na facebook'u (stronka bloga: KLIK) biorę się do pracy, a tydzień wypoczynku temu sprzyja. Tak więc wypoczęta piszę kolejny post. Wyjazd na wakacje oznacza dla mnie nie tylko wylegiwanie się na plaży i chlapanie w morzu, ale też (jeśli mam taką możliwość) buszowanie na kiermaszach tanich książek. Przedstawiam wam mój pierwszy recenzyjny stosik :-)


Tak wiem - ubogi jest, ale niestety książek, które by mnie zainteresowały było niewiele na kiermaszach. 

Od góry:
1  Henning Mankell - Comedia infantil
2  Charlotte Clader - Ja razy dwa
3  Krzysztof Kotowski - Modlitwa do boga złego 
Drugi tom trylogii Kapłan. Niestety nie mogłam znaleźć pierwszego tomu Kapłana, jednak uratował mnie ebook.
4  Robert Browne - Obietnica raju

Może czytaliście którąś z tych książek? Jeśli tak to polecacie? 
Zapraszam do komentowania. W komentarzach zostawiajcie linki do swoich blogów - na pewno się odwdzięczę, gdy tylko znajdę chwilkę wolnego czasu. 

Tak jak wspomniałam na początku powstała stronka na fb. Będę tam pisać powiadomienia informujące o nowych postach, ale pojawią się też moje amatorskie opowiadania. Zapraszam!!

Wygląd bloga jest niedokończony, ale to tylko wina mojego lenistwa ;)

Na dziś tyle :) Miłego dnia! Do zobaczenia! 


środa, 23 lipca 2014

P.C. Cast + Kristin Cast "Naznaczona"

Zoey to zwykła nastolatka. Od pewnego czasu, a dokładnie od trzech lat, gdy jej matka poślubiła Johna - szychę wśród Ludzi Wiary, w domu nie czuje się zbyt dobrze. Jej życie jeszcze bardziej się komplikuje w dniu, w którym została naznaczona. Aby przejść przemianę w dorosłego wampira musi się udać do Domu Nocy. W szkole dla młodocianych wampirów poznaje nowych przyjaciół, ale także nieziemsko przystojnego Erika. Mogłoby się wydawać, że w Domu Nocy jest spokojnie i bezpiecznie, jednak dzieją się tam także mroczne rzeczy. 

Naznaczona znajduje się w mojej domowej biblioteczce od mniej więcej trzech lat. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz ją przeczytałam byłam oczarowana, ale niewiele z niej pamiętałam. Postanowiłam przeczytać tę książkę po raz kolejny i zobaczyć co mnie w niej tak fascynowało. Oczywiście wcześniej wypożyczyłam kolejne tomy (co było błędem bo nie wiem czy dobrnę do końca). Okazało się, że kilka lat temu byłam w wielkim błędzie sądząc, że ta książka jest fantastyczna. Może to dlatego, że wtedy szalałam na punkcie Zmierzchu, który teraz nie wydaje mi się taki genialny. 

Powieść napisana przez matkę i córkę tym bardziej powinna być świetna, ale tak niestety nie jest. 

"-Nie no, Zoey, weź mu trochę odpuść. Przysięgam na Boga, że wcale nie był aż tak narąbany." 
"Cze, Zo! Nie dostałaś mojej eski?"

Już po przeczytaniu pierwszej strony uderzył we mnie okropny i głupi młodzieżowy język (przykładowe cytaty - wyżej). Wydawało mi się, że był jakby na siłę stylizowany. Może jeszcze zaliczam się do młodzieży, ale nie mam pojęcia, kto tak mówi, bo nigdy nie spotkałam się z taką osobą. 

"A gdybym umarła, to czy dzięki temu byłabym zwolniona z jutrzejszego testu z geometrii?"

Czytając coś takiego na pierwszej stronie, można stwierdzić, że główna bohaterka jest po prostu głupia. Aż w tym momencie chciałam krzyknąć "Nie! Wyciągną cię z trumny i każą ci go napisać!". 

Następna sprawa. Większość książek, w których główna bohaterka udaje się do nowej szkoły, pisana jest według pewnego schematu. Otóż, nasza Zoey podpada wrednej i popularnej dziewczynie w stylu "blond-pindzia". Następnie zaprzyjaźnia się, oczywiście, ze swoja współlokatorką i wraz z nią siada przy stoliku w stołówce. Tam współlokatorka przedstawia jej swoich znajomych. Od razu wszyscy lubią główną bohaterkę i opowiadają jej o grupkach szkolnych. Jakby tego było mało, do Zoey zaczyna się zalecać najprzystojniejszy chłopak w szkole, który wcześniej chodził z "blond-pindzią". Banał, banał i jeszcze raz banał. 

Bohaterzy są wkurzający, a zwłaszcza Damien, uwielbiające buty płytkie Bliźniaczki i przesadnie dobra i miła Stevie Rae. Oczywiście Zoey od razu uważa ich za najlepszych przyjaciół, choć ich okłamuje, ale przecież oni nie zamierzają się z tego powodu złościć tylko uratować jej cztery litery. 

Po przeczytaniu sceny, w której Afrodyta (blond-pindzia) próbuje zmusić do seksu oralnego Erica, miałam ochotę porwać książkę na strzępy i spalić. Na Boga! Przecież czytają to też młodsze nastolatki. Jestem pewna, że kiedy czytałam Naznaczoną pierwszy raz nie wiedziałam o co chodzi. Nic dziwnego - miałam przecież 11-13 lat! 

Naznaczona napisana jest prostym językiem, ale czasami autorki wyskakiwały z czymś absurdalnym. Pamiętam, że na to: "[...] w kolorze jaja drozda wędrownego", zareagowałam śmiechem. Jakie to szczęście, że autorki raczyły nam wyjaśnić jaki to dokładnie kolor, bo chyba niewielu ludzi wie, jak wygląda jajo drozda wędrownego. Chyba, że to ja jestem tępa. ;) 

Sam pomysł jest genialny. Przemiana, bogini Nyks z greckiej mitologii i różne obrzędy. Brzmi nieźle. Niestety pomysł został źle wykorzystany. Autorki postanowiły więc, że przeciągną tę komedię do 12 tomów (12 niedostępny w Polsce). 

No dobrze, pierwszy tom nieudany, ale może następne będą lepsze. Z taką myślą zaczęłam czytać kolejne części Domu Nocy. Aktualnie kończę trzeci tom - Wybraną i wcale nie jest lepiej. Będę czytać następne i może nasza Zoey z wiekiem się trochę ogarnie. Zobaczymy.

Moja ocena:
2/10 


 

poniedziałek, 21 lipca 2014

Laini Taylor "Córka dymu i kości"

"Dawno, dawno temu anioł i diablica zakochali się w sobie. Nie skończyło się to dobrze"

Karou prowadzi podwójne życie. Jest nastolatką mieszkającą w Pradze i uczęszczającą do liceum plastycznego. Jej ekscentryczny wygląd - niebieskie włosy, tatuaże na całym ciele i blizny - sprawia, że w ludzkim świecie uważana jest za dziwną. Jednak jest też drugi świat. Sklep Brimstone'a - Dealera Marzeń, który wraz z innymi chimerami wychował Karou. W sklepie są dwoje drzwi. Jedne, którymi Karou wchodzi do swojego "domu" oraz do różnych zakątków kuli ziemskiej wykonując zlecenia Brimstone'a, i drugie prowadzące do całkiem innego świata. Dealer Marzeń zbiera zęby, za które daje ludziom "monety" spełniające życzenia. Karou czuje, że nie pasuje do ziemskiego świata. Od dawna zastanawia się kim właściwie jest i kim byli jej rodzice, których nawet nie pamięta. Jest jeszcze wiele pytań. Co oznaczają jej tatuaże na dłoniach? Po co Brimstone'owi tyle zębów? Wszystko się zmienia, gdy w świecie ludzi pojawiają się anioły o ognistych skrzydłach. Nie wiedzieć czemu wypalają odciski dłoni na niektórych drzwiach. Wtedy Karou i Akiva spotykają się. Dziewczyna jest coraz bliżej poznania całej prawdy.

Gdybym miała opisać tę powieść jednym słowem, zrobiłabym to. Wystarczyłby jeden przymiotnik - oryginalna. Nigdy w życiu nie czytałam tak nieziemsko oryginalnej i dobrze napisanej książki. Szwendając się po bibliotece natknęłam się na to cudo. Po przeczytaniu opisu pomyślałam, że anioły i demony to całkiem przereklamowany temat, ale nie wiadomo dlaczego zdecydowałam się na wypożyczenie. To była bardzo dobra decyzja.


 Styl pisania jest niesamowity wręcz liryczny. Laini Taylor pisze tak, że nasza wyobraźnia jest w raju. Opisy zasypanej śniegiem Pragi, bohaterów czy odczuć to wszystko jest mistrzowskie. 

„Pozostać szczerym w obliczu zła to dowód prawdziwej siły.” 


Jest to pierwsza przeczytana przeze mnie książka w której główna bohaterka jest tak oryginalną osóbką. Nie użala się nad sobą. Nie jest nieporadna. Potrafi walczyć i nigdy nie nie poddaje. 

Jeszcze raz oryginalność. To nie jest taka sobie powieść o aniołach i demonach. Autorka stworzyła całkiem nowy gatunek. Kto by pomyślał, że anioły mają mieć skrzydła z ognia? Połączenie mitologi i legend wyszło genialnie. Pozostaje jeszcze wątek miłości. Anioł i diablica. Nigdy się jeszcze z takim czymś nie spotkałam. 
Na każdym kroku książka nas zaskakuje. Ludzie przychodzący do sklepu Brimstone'a otrzymują miedziaki spełniające życzenia. Poza tym nigdy bym się nie domyśliła po co te zęby. Ale nie zdradzę. Przekonajcie się sami.

„- Nadzieja jest wewnątrz ciebie, a życzenia to tylko magia ? - Życzenia są nieprawdziwe. Nadzieja jest prawdziwa. Jest jedyną prawdziwą magią.”

Akcja cały czas trzyma nas w napięciu, a zwłaszcza na końcu. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Teraz jestem tak ciekawa, że muszę zdobyć  następną część. 

Książka z oryginalną fabułą, bohaterami, pisana niesamowitym stylem, o miłości, poświęceniu, szukaniu swojego własnego "ja". Czemu by nie? Gorąco polecam, a zwłaszcza wielbicielom fantastyki! 


Moja ocena:
10/10

czwartek, 10 lipca 2014

C. C. Hunter "Urodzona o północy"

Urodzona o północy to pierwszy tom z serii Wodospady Cienia. Główną bohaterką tej powieści jest szesnastoletnia Kylie Galen, której życie zmienia się z powodu śmierci babci i rozwodu rodziców. Ponadto rzucił ją jej chłopak -Trey. Jakby było za mało problemów to widuje tajemniczego Żołnierza, którego dziwnym trafem nikt inny nie widzi. Mama Kylie z tego powodu zapisała ją do psychiatry. Udział w imprezie z alkoholem i narkotykami przerywa cienką granicę i Kylie ląduje w Wodospadach Cienia, rzekomym obozie dla trudnej młodzieży. Czy tak jest na prawdę? W nowym miejscu jest sporo dziwnych ludzi. Dziewczyna z kolorowymi włosami i znikającą ropuchą, blondyn o oczach zmieniających kolor. Jednak Kylie dowiaduje się, że jest tu z całkiem innych powodów. Jak wszystkie istoty nadnaturalne, na przykład wampiry, elfy, wilkołaki, urodziła się o północy. Lecz jest jeden problem - nie wiadomo do której grupy istot nadnaturalnych należy...

Czy w większości powieści fantasy dla nastolatków, gdzie główną bohaterką jest dziewczyna musi być zachowany pewien schemat? Główna bohaterka musi: mieć jednego rodzica lub rozwiedzionych rodziców/ chłopaka, który z nią zrywa/ kogoś z rodziny, kto niedawno umarł/ jednego (w przypadku Urodzonej o północy dwóch!) nieznośnego rodziciela/ sama jest mało atrakcyjna i popularna. Uwaga! W tej książce jest cała mieszanka wybuchowa. Jakby nie można wymyślić czegoś oryginalnego. 

Autorka dobrze dała do zrozumienia, że przez całą powieść dominował będzie wątek miłosny. Ale zlitujcie się! Kylie, pomimo tego, że uważa siebie za mało atrakcyjną, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu przyciąga uwagę aż trzech chłopaków, którzy są w niej szaleńczo zakochani. A więc nie trójkącik, a kwadrat? To tak się bawimy? Dodajmy do tego, że nasza bohaterka sama nie wie którego chce. Najpierw o mało co nie pocałuje jednego, a potem mu  proponuje przyjaźń, a jeszcze później jest o niego zazdrosna. Z następnym całuje się w strumyku, a gdy ten odchodzi wraca do swojego "przyjaciela", którego tym razem całuje. Ech! Brak słów. 

Następną złą cechą książki jest, jak dla mnie brak akcji. Ponad 250 stron nudy. Dopiero później zaczyna się coś dziać i na szczęście wciąga tak, że pod koniec nie można się oderwać. 


"-Nie wiesz co może być sztywne? - zapytał blondyn. - Usiądź obok mnie, to ci pokażę"


Powieść ma jednak plusy. Świat nastolatków przedstawiony został dobrze. Bohaterzy nie są pozbawieni realności (oprócz Kylie). Dominuje w niej dobry humor (czasami zboczony ;) ). Te dobre strony ratują całą powieść. Urodzona o północy jest w sam raz na oderwanie się od rzeczywistości i zagłębienie w fantastycznym świecie z odrobiną humoru. 


"Jeśli dostanę chociaż jednego syfa, to zapewniam, że jak będziesz spała, wyssę z ciebie całą krew i sprzedam na eBayu." 

Moja ocena: 
5/10 

środa, 9 lipca 2014

John Green "Gwiazd naszych wina"

Są takie książki, które zapierają dech w piersi. Są takie książki przy których wylewa się morze łez. Są takie książki, po których niemożliwe jest ujęcie swoich uczuć w słowa. Są książki, które na zawsze pozostaną w pamięci. Gwiazd naszych wina jest właśnie taką książką. Musiałam długo zebrać myśli, żeby wreszcie wziąć się za napisanie recenzji. Jednak zwykłe słowa nie są w stanie wyrazić epickości tego dzieła.

"Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń."

Szesnastoletnia Hazel ma raka tarczycy z przerzutami do płuc wskutek czego musi wszędzie taszczyć za sobą butlę z tlenem. Lekarze nie dają jej szansy na długie życie, a nawet uważają za cud to, że Hazel jeszcze żyje. Przy tym świecie utrzymuje ją pewien lek - Phalanxifor i okresowe odciąganie płynu z jej płuc. Szesnastolatka nie wychodzi z domu, ogląda American Next Top Model, czyta książki i wpatruje się w sufit.. Jej mama uznała, że to oznaka depresji więc zapisała swoją córkę na grupę wsparcia. Dziewczyna poznaje tam przystojnego i intrygującego Augustusa, który chorował na mięsokostniaka, który pozostawił po sobie pamiątkę w postaci protezy nogi. Między bohaterami rodzi się wielkie uczucie. Stają się dla siebie najlepszym lekarstwem. 

„W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie.”

Trudno pisać o umieraniu, jednak wielu pisarzy podejmuje ten temat. Trudno też jest napisać książkę o umieraniu by nie stała się ona banalna. Jednak John Green stworzył idealną książkę o śmierci, ale nie tylko. Gwiazd naszych wina mówi także o dorastaniu, miłości, pierwszych bliższych kontaktach o radzeniu sobie z problemami życiowymi. Dlatego zakochałam się w tej książce nawet przed jej przeczytaniem - nie była to banalna historia. 

Zacznijmy od tematu bohaterów. Jak dla mnie najlepszą postacią i najlepiej napisaną (zaraz po Hazel) jest Augustus Weaters. Ów siedemnastoletni chłopak ma poczucie humoru, jest próżny, świadomy swojej urody i uwielbia metafory. Jedną z jego metafor jest papieros, który trzyma w buzi, ale go nie zapala. Dlaczego? By nie dać mu siły do zabijania. Ponadto, Gus ma w sobie coś co sprawia, że dziewczyną miękną kolana (Hazel też). Jego żarty sprawiają, że kiedy człowiek czyta książkę wybucha szczerym śmiechem. 

„-Nie zabijają, dopóki ich nie zapalisz - powiedział, kiedy samochód zatrzymał się przy nas. - A ja nigdy żadnego nie zapaliłem. Widzisz, to metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał.”

Wróćmy do Hazel - głównej bohaterki. Hazel nie jest jakąś tam pięknością. Krótkie włosy, okrągła twarz, ale pomimo tego Augustus się nią zainteresował. Podoba mi się to, że Hazel, choć sama nie jest tego świadoma, jest silna. Na jej miejscu, gdybym dowiedziała się, że jestem ciężko chora nie umiałabym każdego dnia wstać z łóżka. Pewnie zaszyłabym się w swoim pokoju i nie wychodziła spod kołdry. Poza tym uwielbiam jej sarkastyczne komentarze. Dobrze, że to Hazel przypadła rola narratorki. Miałam łzy w oczach gdy powiedziała, że jest granatem i w każdej chwili może wybuchnąć. Na samo wspomnienie niektórych momentów w książce chce mi się płakać, albo śmiać. Matko! Co ta powieść ze mną zrobiła? Już nigdy nie będę takim samym człowiekiem. 

Nigdy nie zapomnę również takich bohaterów jak Isaac. Przyjaźń między nim, a Augustusem była po prostu wspaniała. To jak żartowali nawzajem ze swoich chorób, to jak byli wobec siebie szczerzy. Książka pokazuje, że każdy zasługuje na przyjaźń no i na miłość. 

„Isaac: Nie lubię żyć w tym świecie bez Augustusa Watersa. Komputer: Nie rozumiem... Isaac: Ja również. Pauza.”

Styl w jakim została napisana książka nie ma nic do zarzucenia. Lektura była lekka i przyjemna. Wzruszające fragmenty nie mogły być opisane lepiej. Hmm... Nie wiem nawet co jeszcze napisać. Nadal jestem pod wielkim wrażeniem. Myślę, że Gwiazd naszych wina nie będzie książką, którą czytałam jeden raz. Będzie książką, którą będę czytać wiele razy, a nigdy mi się nie znudzi. Tak jak Hazel Cios udręki.

Moja ocena:
10/10

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Veronica Roth "Niezgodna"

Główną bohaterką książki jest szesnastoletnia Beatrice, która porzuca swoją rodzinną frakcję by wstąpić w szeregi podziwianych przez nią Nieustraszonych. Jako Tris musi przejść przez ciężki nowicjat, aby zostać wśród Nieustraszonych. W nowej frakcji znajdzie przyjaciół, ale też i wrogów. Przed jednymi i drugimi musi ukrywać to, że jest Niezgodna - łączy cechy kilku frakcji. Między Tris, a osiemnastoletnim instruktorem - Cztery zaczyna coś iskrzyć. Dziewczynie się wydaje, że mają ze sobą coś wspólnego. Tymczasem wybucha woja pomiędzy frakcjami. Chciwi Erudyci wywołują wojnę z pomocą Nieustraszonych, którzy nieświadomie niszczą Altruizm. Czy Tris zdoła ochronić wszystkich, których kocha? 

Na prawdę nie wiem co mnie pokusiło, aby przeczytać akurat tę książkę. Hmmm.... Może te pochlebne opinie na okładce i ogromna liczba sprzedanych egzemplarzy.
 Nie wiedziałam, że autorka jest studentką, ale domyśliłam się, że jest młoda. Wskazuje na to styl pisania. Fatalnym błędem było zastosowanie narracji pierwszoosobowej i to do tego w czasie teraźniejszym. Opisy według mnie były niedociągnięte i puste, a dialogi czasami sztuczne. Dodajmy do tego nielogiczne zdania. 

Przejdę teraz do fabuły. Myślę, że pomysł jest oryginalny jednak autorka zrobiła z tego jedną wielką gmatwaninę. Zacznijmy od podziału społeczeństwa na pięć frakcji: Altruizm, Nieustraszoność, Erudycja, Prawość i Serdeczność. Pani Roth! Halo? Czy to nie logiczne, że każdy człowiek jest inny i nie da się zebrać dużej grupy jednakowo myślących i postępujących ludzi, ponadto o tych samych cechach. Czy to nie normalne, że człowiek może być zarówno np. odważny i szczery? No, ale osobnik, który łączy kilka cech jest Niezgodny i nie wiadomo dlaczego musi zostać wyeliminowany. Bo potrafi kontrolować symulacje? Jednakże przejdźmy dalej. Po jaką, za przeproszeniem cholerę, przeprowadza się testy przynależności jeżeli potem można wybrać to co się chce. Nie ważne, że w teście wyszła ci Prawość, w każdej chwili możesz wstąpić do Erudytów. Gdzie tu logika? To jeszcze nie koniec. Jeżeli nie przejdziesz nowicjatu zostaniesz bezfrakcyjnym i będziesz zamiatał ulice albo wykonywał inne prace, których nie chcą wykonywać frakcje, w zamian za jedzenie i ubrania, których i tak jest za mało. Wróćmy jednak do frakcji, którą wybrała Beatrice. Nieustraszeni chyba pomylili odwagę z głupotą. Zaraz! Nie chyba tylko na pewno. Bo kto o zdrowych zmysłach napada we trzech na dziewczynę, zawiązuje jej oczy i wiesza nad przepaścią? Nikt. No właśnie. Jak mówiłam głupota. 
Powtórzę się - oryginalny pomysł, jednak źle wykorzystany. Dopiero akcja na końcu książki na prawdę mnie wciągnęła. 

Planuję przeczytać kolejne tomy tej trylogii tylko z czystej ciekawości co wydarzy się dalej. Kto wie? Może kolejne tomy będą lepsze. Mam nadzieję. Niezgodną dostaje ode mnie czwóreczkę ;)

Moja ocena:
4/10

poniedziałek, 26 maja 2014

Rachel Hawkins "Dziewczyny z Hex Hall"

Sophia Mercer trafia do Hekate Hall, czyli szkoły dla czarownic, zmiennokształtnych, elfów, czarowników. Jednym słowem mówiąc - dla istot nadnaturalnych. Do Hekate trafiają ci, którzy ujawnili swoje magiczne zdolności ludziom i są przez to skazani na pobyt w tym "poprawczaku" do osiemnastego roku życia. Na początku Sophie trudno przyzwyczaić się do przebywania wśród istot magicznych, gdyż przez całe swoje życie wychowywała się wśród ludzi, a poza tym jej matka jest zwykłą śmiertelniczką. Jednak z czasem Hex Hall nie wydaje się takie złe. Z czasem... Kiedy ma się za wroga chyba najpiękniejszą i zarazem najwredniejszą czarownicę w szkole, nie jest łatwo, a zwłaszcza, gdy ta dziewczyna chodzi z najprzystojniejszym chłopakiem, w którym nie sposób się nie zadurzyć. Jednak sytuacja komplikuje się bardziej, kiedy ktoś atakuje uczniów, a podejrzenie pada na najlepszą przyjaciółkę Sophie Jennę, która jest wampirem. Najgorsze dopiero przed Sophią. Co zrobi kiedy dowie się prawdy o sobie i swojej rodzinie? 


Przyznam się, że nie oszalałam od razu na punkcie tej książki tylko dlatego, że jest ona o czarownicach, a ja kocham czarownice. Według mnie wiało od niej banalnością. Główna bohaterka zakochuje się w najprzystojniejszym chłopaku w szkole lecz on ma już dziewczynę, która do tego jest jej wrogiem. Potem pod uwagę wzięłam te ataki na uczniów i pierwsze skojarzenie jakie miałam było związane z książka "Harry Potter i Komnata Tajemnic". Szybko odsunęłam te skojarzenia, by nie psuć sobie radości z czytania książki.

Nie wiem dlaczego, ale z główną bohaterką zaprzyjaźniłam się niemal po prologu ,co u mnie jest nowością, bo zwykle to przyjmuje się po około pięćdziesięciu stronach. Myślę, że to zasługa charakteru Sophie i jej ciętego języczka. Archer - owy najprzystojniejszy chłopak w szkole, był równie ciekawą postacią. Polubiłam go przede wszystkim za poczucie humoru. Wiedziałam, że był zbyt idealny i coś tu nie grało. Miałam rację, ale nie spodziewałam się T E G O. Z resztą, jeśli sięgniecie po tę książkę sami zobaczycie.

Jeden raz miałam wątpliwość czy Sophie nie ma jakiś zaburzeń czy coś w tym stylu, ponieważ na początku książki opisała Archera jako kościstego chudzielca, a potem zachwyca się jego niesamowitymi mięśniami. Musiałam sporo się namęczyć żeby zmienić moje wyobrażenia co do ciała tego przystojniaka. 

Muszę pochwalić również akcję, która rozwija się ciekawie, aż czasami nie można oderwać się od lektury. Rachel Hawkins równoważy wątek miłosny z akcją, według mnie bardzo dobrze wprowadza bohaterów, no i oczywiście nie mogę zapomnieć o dużej dawce humoru (zdarzało mi się odrobinę opluć książkę parskając śmiechem). 

Zakończenie było dla mnie wielkim szokiem. I tak ma być! Jednakże przez to czuję niedosyt. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć następną część zważywszy na mój ubogi budżet (Ech! Witaj biblioteko!). Może uda mi się od kogoś ją pożyczyć, bo ciekawość już mnie zżera. 
Dziewczyny z Hex Hall czytało się lekko i przyjemnie. Polecam, a jeszcze bardziej wtedy, gdy ktoś ma bzika na punkcie czarownic i istot nadnaturalnych (jak ja!). 

Moja ocena:
8/10


sobota, 10 maja 2014

Marta Fox "Cafe Plotka"

Chyba każdy choć raz w życiu miał do czynienia z plotkami na swój temat. Dlaczego ludzie rozpuszczają fałszywe informacje dotyczące innej osoby?  Być może z zazdrości, nudów albo dla zemsty. Powodów jest mnóstwo. Niektórzy nawet nie wiedzą jak bardzo krzywdzą innego człowieka wymyślając plotki, lecz nie zmienia to faktu, że jest to okrutne. Jednak najgorzej jest wtedy, kiedy w grę wchodzi też internet, gdzie niektóre rzeczy potrafią rozprzestrzenić się z prędkością światła. Właśnie ten temat porusza w swojej książce Mara Fox. 

Ola, główna bohaterka książki, niedługo skończy osiemnaście lat. Z tej okazji zamierza wyprawić imprezę, którą wszyscy będą długo pamiętać. Jednak jest pewien problem - Ola nie ma chłopaka, z którym pokazałaby się na swojej osiemnastce. Jej chłopak Daniel, zerwał z nią przed imprezą z pewnego powodu. Dziewczyna postanawia więc zamieścić ogłoszenie w internecie. Kiedy uzyskuje parę odpowiedzi zaczyna się casting na chłopaka. Jednak z decyzji dziewczyny wynikają same kłopoty. Jeszcze przed rozpoczęciem imprezy na jej telefon zaczynają przychodzić SMS-y o tajemniczej treści. Po osiemnastce jej zdjęcia pojawiają się w internecie, a ktoś sprytnie montuje filmiki, które zamieszcza na YouTube doprawione jej numerem telefonu. Kto stoi za tymi świństwami? Podejrzanych może być wiele. 

Tutaj mnie pani Marta Fox zawiodła. Wcześniej czytałam jej książkę "Coraz mniej milczenia", która mnie na prawdę urzekła. Z tą jest wręcz przeciwnie. Nie oznacza to, że jest całkiem beznadziejna, bo jednak mi coś uświadomiła, a niekiedy zabawne dialogi przyprawiały o wybuchy śmiechu. Po raz kolejny przekonałam się jaki wpływ mają na nas plotka i internet. Ci ,których uważamy za wrogów nie zawsze muszą być tacy źli. Na koniec wniosek: Nie warto wysilać się po to, by wszystkim się przypodobać. Nie da się zadowolić wszystkich. Nie ważne co się zrobi, ludziom zawsze coś nie będzie pasować. 

To co mnie zawiodło to styl pisania i ten "młodzieżowy" język, który niekiedy po prostu się autorce nie udał. Czasami czytając któryś z dialogów to tak, jakbym słyszała mnie i moją przyjaciółkę, ale większość to jakaś totalna pomyłka. Momentami miałam ochotę cisnąć książką w kąt, kiedy powtarzało się słowo "bynajmniej". No ludzie ile można? 

Jeszcze bardziej wkurzająca była bohaterka, która zachowywała się nie jak osiemnastolatka, ale rozpieszczona trzynastolatka, której jedynym celem jest zaszpanowanie przed znajomymi. Nawet jeśli uważała coś za bezsensowne i głupie robiła to bo "liczy się tylko szpan".* I wreszcie to co najbardziej mnie rozłożyło na łopatki - musiała za wszelką cenę pojawić się na imprezie z chłopakiem, bo samej to wstyd. No i co, że nie ma chłopaka? To nie bal maturalny, że trzeba mieć partnera (chyba, że pójdzie się samemu). 

Książkę oceniam 5/10, pomimo tego, że nie przypadła mi do gustu, jednak większą uwagę zwróciłam na przekaz jaki za sobą niesie. Myślę, że ta pozycja zasługuje na uwagę choćby przez to, że porusza problemy nastolatków. Ponadto pokazuje, że pełnoletność nie zawsze oznacza dorosłość. 


Moja ocena: 5/10 

------------------------------
* - Cytat niedokładny. Znaczenie to samo. Możliwy inny zapis w książce.  

środa, 30 kwietnia 2014

Barbara Delinsky "Nikt się nie dowie"

Jest deszczowy i mglisty wieczór. Deborah Monore, mieszkająca w małym miasteczku lekarka, odbiera swoją szesnastoletnią córkę - Grace od jej znajomych. Pomimo tak fatalnej pogody Deborah pozwala prowadzić swojej córce samochód, która posiada tymczasowe prawo jazdy. Obie uważnie obserwują drogę. Niespodziewanie pod koła samochodu wpada mężczyzna, który okazuje się być nauczycielem historii w szkole Grace. Deborah odsyła córkę do domu i podejmuje krytyczną w skutkach decyzję... Nikt się nie dowie, że to jej córka prowadziła samochód. Kłamstwo zaczyna ciążyć na sumieniu nie tylko matki, ale też i córki. Tym bardziej, że nauczyciel, który w dniu wypadku został odwieziony do szpitala ze stanem niezagrażającym życiu, następnego dnia umiera. Spirala kłamstw, zapoczątkowana przez Deborach zaczyna się powiększać. Przychodzą też problemy związane głównie z odejściem męża Deborah, wzrokiem dziesięcioletniego synka - Dylana oraz z jej ojcem, który po śmierci swojej żony zaczyna pić. Czy Deborah i Grace poradzą sobie ze wszystkimi przeszkodami? 

Bardzo rzadko sięgam po literaturę tego typu, jednak kiedy zobaczyłam tę książkę u mojej babci zagłębiłam się w lekturę. Po prostu mnie ona urzekła. Dla niektórych historia może wydawać się banalna, ale według mnie autorka w swoim dziele porusza wiele ważnych problemów jak nierozumienie dzieci przez rodziców, presja rówieśników, rozwody, śmierć ukochanej osoby. 

Muszę przyznać, że styl pisania Barbary Delinsky przypadł mi do gustu. Autorka tak realistycznie opisuje wydarzenia i bohaterów, że na prawdę człowiek przenosi się do tego książkowego świata i może zapomnieć o bożym świecie. A postacie są przedstawione w ten sposób, że nie można się z nimi nie zaprzyjaźnić. Jedyne co mi się nie spodobało to to, że w niektórych miejscach moim zdaniem było za dużo dialogów. Jednakże książka wiele mnie nauczyła i ląduje na liście moich ulubionych. :)



Moja ocena: 9/10